Sed3ak Sed3ak
553
BLOG

Antypolskie "Dochodzenie"?

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 4

Pomimo ogólnego rozgardiaszu udało mi się ostatnio „skonsumować” ciekawy, amerykański serial. „The Killing” (w polskim tłumaczeniu – chyba lepiej oddającym ducha – „Dochodzenie”). No i dobrze trafiłem. Rewelacyjna fabuła, dobry szkic postaci, technicznie wykonany nienagannie. Tak się robi wielkie kino. A Amerykanie ciągle są w tym „debeściakami”. Tylko jedna rzecz mnie w nim ubodła. Mianowicie, sposób w jakim zostali tam przedstawieni Polacy. Rzut oka na reżysera i … Zróbmy jednak na chwilę cięcie.

***

Coś bardzo niedobrego wydarzyło się w nocy z czwartku na piątek w Jedwabnem. Grupka jakichś niedobitych, skrajnych nacjonalistów zbezcześciła pomnik pomordowanych tam 70 lat wcześniej Żydów. „Nie przepraszam za Jedwabne” oraz „Byli łatwopalni” – głosiły mądrości ludzi, którzy najwyraźniej pomylili głowę z d…, powiedzmy z dłonią. Żeby nie było nieporozumień: to haniebny czyn, zasługujący na przykładną karę (co nie znaczy, że od razy na „pakę”; solidna grzywna z nawiązką mogą mieć lepszy wynik resocjalizacyjny) i potępienie. To jedna strona zagadnienia. Ale jest i ta druga.

Reakcja polskiej inteligencji (zastępczej). Oglądając TWN24 („TeleWizja Nienawiści – Same kłamstwa, całą dobę”) odnosiłem wrażenie, że polskie „elyty” są bardziej przejęte ową „bezprzykładną zbrodnią” niż sami Żydzi (vel. Izraelczycy). W dość stonowanym wywiadzie dla „Polska The Times” Szewach Weiss stwierdził bowiem, że tego typu akty wandalizmu zdarzają się wszędzie i że zawsze w takiej sytuacji należy mówić o mniejszości, grupkach i sytuacjach jednostkowych. Tymczasem w kraju incydent otarł się aż o głowę państwa. Prezydent Komorowski – jako najwyższy reprezentant narodu polskiego – przeprosił w jego imieniu za „niedojrzałość i głupotę” sprawców. Ostro.

Już w lipcu 2011r. Bronisław Komorowski po raz kolejny (pierwszy był Aleksander Kwaśniewski w 2001r.) przeprosił również w imieniu narodu za zbrodnię w Jedwabnem z 1941r. I doprawdy nie wiadomo, czy prezydent swoją intelektualną kondycję i gesty zawdzięcza przemyślanej taktyce i przekonaniom, czy raczej ubytkami w wiedzy, ignorancją, albo – przepraszam, jeśli formułuję to za ostro – zwyczajną tępotą?

Doprawdy, trudno nie odnieść wrażenia, że nasz „najwyższy reprezentant”, nazywający Polaków „również narodem sprawców” nie wie o czym prawi i w czyim imieniu przeprasza. Okropność zbrodni w Jedwabnem, jej szczególnie niskie pobudki i sadyzm napawają zgrozą. Wymuszają wstyd, przeprosiny, współczucie dla pomordowanych. To wszystko prawda. Ale niech nie lawiruje z odpaloną bombą głowa państwa polskiego. Bo przepraszam, czy ktoś z Szanownych Czytelników przypomina sobie, aby jakieś oficjalne władze francuskie przeprosiły naród żydowski za kolaboracyjny rząd Vichy (w imieniu narodu francuskiego)? Albo za stację kolejową Drancy, z której oficjalnymi czynnikami Francuzi wywozili niechcianych nad Sekwaną Żydów na oświęcimski przemiał? A może znane są bliżej opinii publicznej jakieś formy „ubolewania”, czy „głębokiego bulu” (złośliwość nieprzypadkowa) monarchii duńskiej, za masową służbę ich obywateli w SS? Czy prezydent Bush jr., albo Barack Obama przepraszał w imieniu narodu amerykańskiego za zbrodnie wojenne, których dopuścili się Amerykanie w Iraku, znęcając się na więźniach, czy fotografując się z ich siusiakami i głową owiniętą szubienicznym worem?

Nie?! Znaczy to, że niewiele mnie ominęło. Każdy bowiem narodowy przywódca, rozumiejący interes własnego kraju, doskonale zdaje sobie sprawę z wagi wypowiadanych słów. O ile można przeprosić za tego typu zbrodnie w imieniu grupy osób, o tyle sprowadzanie sprawy do sprawstwa narodu jest w kręgach zachodnich mężów stanu niedopuszczalne. Szczerze łączę się w nadzeji (złośliwość nieprzypadkowa), że prezydent Komorowski jest w tej kwestii ignorantem. Robiąc jednak research jego dotychczasowych posunięć politycznych muszę taką wersję odłożyć pomiędzy mrzonki. Na prezydenturę Bronisława Komorowskiego składają się bowiem dwa czynniki. Jednym jest twarde jądro przedstawicieli, reprezentujących nieboszczkę Unię Demokratyczną. Drugie jądro zaś to wpływ Platformy i jej antypisowskiej nawałnicy. Złośliwe kobiety powiedziałby w tym momencie, że serce prezydenta jest zawładnięte. Ale mówiąc poważnie, miejmy nadzieję, że się jednak ze swych sprawunków głowa państwa poprawi i w czas zreflektuje. Zwłaszcza, że nieprzemyślane mielenie ozorem ma swoje praktyczne konsekwencje, chociażby w postaci roszczeń wysuwanych przez środowiska żydowskie odnośnie zwrotu mienia, pozostawionego po wojnie przez wymordowanych w Zagładzie przodków.

***

Dlaczego piszę o UD? Głupio o tym wspominać i wyciągać brudy z życiorysów, ale w zaistniałej sytuacji trzeba. Nie wchodząc w personalia można odtworzyć przeciętnego udeka, jako osobę, której pochodzenie w mniejszym lub większym stopniu zahacza o „wyznanie mojżeszowe”. Wiem, to paskudne. Do czego piję? „Przyjaźń polsko-żydowska”, zwłaszcza w II RP, osiągnęła takie postacie, że dzisiejsi potomkowie tamtejszych emigrantów, Żydów polskiego pochodzenia, w sercach krzewią (wyniosłe głównie z rodzinnych opowiadać przy kominku) pamięć o największej formie ucisku i znętu, której doświadczyli, a jaką był i jest chroniczny antysemityzm Polaków. Oczywiście nie taki, jak byśmy to widzieli przez optykę krematorium. Co to, to nie. Hitlera Ci Żydzi wspominają jako ludożercę, który przez sześć lat prawie, że pozbawił ich naród substancji życiowej. Ale cóż to jest, sześć lat? Transport, obóz, 72h i niechybna wycieczka na tamten świat. A Polska i Polacy? A… tutaj, to już coś innego. Ci co prawda nie tworzyli obozów śmierci, nie organizowali się w kryształowe noce, diamentowe, czy inne. Nie było też pogromów, a dyskryminacja ograniczała się do ławkowego getta. Ale przez lata. Tfuu, co ja mówię, przez wieki żyli z nami jak pies z kotem. Jedni kantowali chłopów na handlu (znane powiedzenie wiejskie: „sprawiedliwy jak żydowska waga”), ci drudzy z kolei w uporczywie złośliwy sposób, a to stragan rozpierzchli, a to stodołę puścili z dymem. (W dość przekonujący sposób pisał o tym zjawisku przedwojenny dziennikarz – Michał K. Pawlikowski, w książce „Wojna i Sezon”). I tak przez kilkaset lat. Które, jeśli nie te drugie historie, bardzie zapadły do zbiorowej pamięci żydowskiej diaspory? Zwłaszcza, że nieubłagana logika Holocaustu nie pozwalała w odpowiedni sposób kultywować pamięci o komorach gazowych.

I Ci właśnie przedstawiciele wspomnianego środowiska ubolewają teraz nad polskim antysemityzmem. W kraju, jak i poza nim. Strzelają z automatów redakcyjnych piór do Polaka-katolika, który na pewno po mszy (pewnie pasterce) wziął zieloną farbę i przemalował pomnik. Ten trzon polskiej elity, wyhodowany na różnym stopniu układności, w stosunku do poprzedniego reżymu, a także na genetycznej niechęci i nienawiści do tradycyjnej polskości i wartości narodowego ducha, naparza w dzwon. Strach przed Polakami to essentialia negotii ich misji, pracy, kto wie – może i życia. To właśnie Ci ludzie widzą antysemityzm tam, gdzie nie dopatrują się go nawet rodowici Izraelczycy. Ci ludzie, korzystając z materialnego uprzywilejowania w III RP, robią tournee po europejskich salonach, na których opowiadają, że w Polsce nienawiść ciągle jest siłą, a „populistyczna partia PiS” gra na tej nucie swoją jadowitą partyturę. Smutne to i godne najwyższego potępienia.

***

A co do serialu? Ciągle jestem pod wrażeniem zakończenia; czekam na drugi sezon. Ale oddzielając moje prywatne upodobania od spraw publicznych o jednej rzeczy wspomnieć muszę. „Dochodzenie” zasadniczo opowiada historię zabójstwa nastolatki – Rosie Larsen, którą rozwikłać próbuje para detektywów. Rodzina zamordowanej – jak się dowiadujemy – ma polskie korzenie. Ojciec – Stan (zangielszczenie imienia: Stanisław) onegdaj pracował dla polskiego gangu, którego szefem był niejaki Janek (raczej typ spod ciemnej gwiazdy). To pierwsza odsłona obrazu Polaka w serialu, którego widownię za oceanem należy pewnie liczyć w dziesiątkach milionów.

Ale jest jeszcze coś ekstra. Wielkim atutem serialu są jego bohaterowie. Wszyscy, poza jednym wyjątkiem, są nieliniowi, skomplikowani, ujawniający swoje cechy specjalne z czasem, stopniowo. Pojawiająca się incydentalnie babka zamordowanej Rosie Larsen jest jednak inna. Już w pierwszych kilku scenach daje się poznać jako zajadła ksenofobka, religijna nienawistnica i jednocześnie fanatyczna katoliczka (cytat z babci Larsen: „To te publiczne szkoły… Czarni, żółci, biali... Z takiej mieszanki nie może wyjść nic dobrego. Cieszę się, że wysłaliśmy ciebie i twoją siostrę do szkoły katolickiej”). Babcia Larsen mówi łamaną angielszczyną, z wyraźnym (powiedziałbym, że wręcz chamskim) polskim akcentem. I do druga odsłona Polaka w Ameryce. Rzezimieszek, łamiący paluchy niewypłacalnym dłużników oraz religijny czołg pancerny, rozjeżdżający amerykańskie cnoty narodowe, które tworzyły wielonarodowe społeczeństwo. Ot i polish Americans.

Zszywając rozprawkę najwyższa chyba już pora przejść do sedna. Jaki jest niby związek pomiędzy gorliwymi siepaczami polskiego (rzekomego) nacjonalizmu, mającymi w życiorysach konotacje z jedną z mniejszości narodowych w II RP, a szerzeniem negatywnego obrazu Polaków w Stanach Zjednoczonych, czy szerzej – w świecie? Któż taki robi nam antyreklamę i utrwala krzywdzące stereotypy? Hmm… coś wspominałem na początku o reżyserze serialu?

Rzut oka. Jest! To reżyserka. Nazywa się… Agnieszka Holland.

Kurtyna. Napisy końcowe. The End.

 

 

Cytat z „Newsweek’a”, przeprowadzającego wywiad z Agnieszką Holland: (red.) - Jaką rolę te seriale odgrywają w Stanach?; (A.H.) – Kształtują amerykańską mentalność, przełamują tabu (…) Produkcje telewizyjne, choć brzmi to jak banał, stale też edukują widzów (…) Telewizja miała ogromny udział w walce z uprzedzeniami, rasizmem, homofobią.

 

 

P.S. – Tak się zastanawiam, czy gdyby napisy w Jedwabnem (o tej samej treści) wymalował Nergal, to sąd również nie uznał by tego za zniewagę uczuć religijnych, bądź szerzenie nienawiści rasowej, a prędzej potraktował, jako „szeroko pojętą działalność informacyjną i edukacyjną” oraz „skrajnie niestandardowe formy ekspresji artystycznej”?

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka