Sed3ak Sed3ak
420
BLOG

Młot na Safjana! [z Archiwum Sed3ak'a]

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 0

Z Archiwum Sed3ak’a.

Notka (we fragmentach) z marca 2009r., dot. sprawy nieudostępnienia przez IPN Lechowi Wałęsie dokumentów SB z lat 1970 – 76, dot. jego osoby. 

 

 

W najnowszym „Newsweeku” jak co tydzień, ukazał się artykuł profesora Marka Safjana. Tym razem b. prezes Trybunału Konstytucyjnego wziął na szafot najsłynniejszych historyków w Polsce Sławomira Cenckiewicza oraz Piotra Gontarczyka. W tekście „Akta Wałęsy – hipoteza kontra prawo” profesor dwoi się i troi, aby wykazać że odmowa udostępnienia byłemu prezydentowi akt z archiwów IPN jest graniem na nosie państwu prawa. Tylko czekać, aż tego typu rozumowanie się rozpleni i zaczną powstawać nowe dzieła, nawiązujące swoim radykalizmem do karania odszczepieńców, którym wizja „safianowego państwa prawa” jest chociażby nieporęczna.

Pokrzywdzony?

Jako uwagę wstępną, należy dodać, że w artykule prof. Safjana zbrakło zasadniczego stwierdzenia. Instytut Pamięci Narodowej nie zdecydował się wypożyczyć Lechowi Wałęsie akt dot. jego osoby, a pochodzących z okresu jego [domniemanej] współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, tj. z lat 1970-76. Do pozostałych akt były prezydent ma w dalszym ciągu nieskrępowany dostęp. W świetle ustawy o IPN, Instytut działał zgodnie z prawem, jego literą i duchem.

Taka decyzja [tego organu] nie jest bynajmniej łamaniem praw jednostki w „demokratycznym państwie prawa”, co wynikałoby z sugestii prof. Marka Safjana. Były prezes Trybunału Konstytucyjnego odwołuje się w swoim wywodzie na łamach „Newsweeka” do statusu pokrzywdzonego, przyznanego Wałęsie w listopadzie 2005r. przez Kolegium IPN. Na jego podstawie Wałęsa ma dostęp do wszystkich zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej akt na temat jego osoby. Niemniej jednak, prawo stanowi wyraźnie, że byli współpracownicy tajnych służb PRL nie mają dostępu do archiwów, dotyczących ich osoby. Skąd więc występujące w tym miejscu rozbieżności prawne?

Należałoby się zastanowić na jakiej podstawie kilka lat temu Kolegium IPN przyznało b. prezydentowi status pokrzywdzonego? Otóż, członkowie tegoż gremium stwierdzili, że pomimo zaistnienia wątpliwości, co do jednoznaczności oceny historycznej postaci Lecha Wałęsy, status pokrzywdzonego powinien być mu nadany. Kunsztem ze strony kolegium byłoby zachowanie odwrotne; kunsztem i niecodzienną odwagą.

Sprawę dodatkowo ułatwiała okoliczność orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 2005r. (a więc w czasie, gdy prezesem TK był właśnie Marek Safjan); zgodnie z jego treścią, jeżeli we wcześniejszej sprawie karnej Sąd Lustracyjny oczyścił danego podejrzanego z zarzutu kłamstwa lustracyjnego, to takie rozstrzygnięcie formalne jest wiążące dla innych instytucji państwowych. Tak więc, IPN w oparciu o wyrok Trybunału, który z kolei opierał się na wyroku Sądu Lustracyjnego przyznał stosowne kwity Lechowi Wałęsie. Przyznajmy szczerze, jest to procedura niewiele mająca wspólnego z zasadami demokratycznego państwa prawa (…) Wszystko zaczęło się od 2000r. od wyroku Sądu Lustracyjnego, który dał początek łańcuszkowi późniejszych zdarzeń, mających swoje ujście w safianowych laudacjach.

Dodajmy, że już raz – na początku lat dziewięćdziesiątych – państwowa instytucja (Urząd Ochrony Państwa) zdecydowała się wypożyczyć prezydentowi Lechowi Wałęsie archiwalne dokumenty, dotyczące jego osoby w formie oryginałów. To właśnie wówczas kilkanaście tom akt zostało zdekompletowanych, teczki wróciły do UOP-u porozdzierane, do dziś dnia nieznany jest los zawartych tam mikrofilmów. I chociaż w obecnej sytuacji nie chodzi już o wypożyczenie oryginalnych dokumentów (za – przypomnijmy – zniszczenie których to w latach 1992-94 nikt w wolnej Polsce nie poniósł żadnej odpowiedzialności), to w kontekście historycznym musi budzić uzasadnione obawy zdecydowanie się na takie rozwiązanie po raz wtóry.

Zakłamanie kontra prawda

Marek Safjan, już w tytule felietonu sugeruje, że materiały zgromadzone w książce Cenckiewicza i Gontarczyka o Wałęsie, są materiałem pozwalającym jedynie na sformułowanie hipotezy (i to w jego ocenie naciąganej), jakoby były prezydent w istocie był esbeckim szpiclem na początku lat siedemdziesiątych ub. w. I zapewne, jak to w większości takich sytuacji bywa, autor mierzy się z książką, której albo nie przeczytał, albo przeczytał i celowo rżnie głupa. „Oczywista prawda »dokumentów«, o czym coraz częściej się przekonujemy przy kolejnych sensacyjnych odkryciach w aktach SB, ma często charakter pozoru, skrywającego cyniczne zabiegi odpowiednich służb specjalnych PRL” – dowodzi były prezes Trybunału w felietonie.

Profesor powiela więc w tym miejscu utartą od mniej więcej dwudziestu lat legendę, jakoby w b. Służbie Bezpieczeństwa pracowali sami ignoranci i etatowe półgłówki, którzy w swojej pracy mieli nic innego do roboty, jak tylko fałszowanie teczek opozycjonistów, mogących w przyszłości być może obalić komunizm i rządzić krajem.

(…)

„Jest ona (ta książka – przyp. sed3ak) – o czym pisałem już w »Newsweeku« – niezwykle jednostronną wersją najnowszych dziejów Polski, w której główną siłą sprawczą rewolucji Solidarności i drogi do wolności staje się SB i jej agenci”. Problemem zasadniczym, nad którym nie pochyla się w tym miejscu profesor, to kwestia rozróżnienia płaszczyzn historycznej i prawnej. Zadaniem historyków jak bowiem nie tylko opisywanie, ale również i interpretowanie historii – zwłaszcza tej najnowszej. Cenckiewicz z Gontarczykiem sformułowali tezę (!) jakoby w latach 1970-76 Lech Wałęsa był agentem SB i przytoczyli przygniatającą masę dowodów na jej potwierdzenie. Wśród nich jest również analiza wyroku Sądu Lustracyjnego z 2000r.

(…)

Na tego typu zabiegi warsztatowe historycy mogą sobie pozwolić; czego nie można powiedzieć o niezawisłych sędziach. Zaś prof. Safjan w swoim artykule daje nam wyraźnie do zrozumienia, że autorzy książki, jako niekompetentni naukowcy, przedstawili jedynie mglistą hipotezę, jakieś poszlakowe dowody, wskazujące na fakt umoczenia Wałęsy. Jest to nieprawdą i każdy kto książkę gdańskich historyków czytał (…) nie może tego typu argumentacji przeprowadzić.

In dubio proWałęsa

„Przyjmowanie »jakiejś« definicji TW (np. tej, która odpowiadałaby kryteriom przyjętym w książce Gontarczyka i Cenckiewicza) jest właśnie wykorzystaniem subiektywnej hipotezy historycznej dla pokonania przeciwnika politycznego” – przekonuje prof. Safjan. Jak jednakowoż pokazała praktyka, Cenckiewicz z Gontarczykiem, z racji nabytego warsztatu, z dużo większą precyzją potrafili zdefiniować Tajnego Współpracownika służb specjalnych PRL-u, niż chociażby niezależne sądy. Dotychczasowe orzecznictwo lustracyjne skompromitowało się między innymi przez fakt, że zeznania byłych esbeków składane w dwadzieścia i więcej lat po zakończeniu służby, były w ocenie sądu dużo bardziej wiarygodne, niż informacje które w wyniku pragmatyk, musieli zawierać w wytwarzanych przez siebie dokumentach.

Dla przykładu, w interesującym nas orzeczeniu Sądu Lustracyjnego z 11 sierpnia 2000r. sędziowie przyjęli, że pochodzące z 1978r. dokumenty, których autentyczność nie została w procesie w żaden sposób obalona, a które świadczyły na niekorzyść Lecha Wałęsy, zostały sfabrykowane. Wynikałoby z tego, że „jasnowidze” z b. Służby Bezpieczeństwa jeszcze na długo przed sierpniem 1980r. wiedzieli już co się w związku z Wałęsą święci i już wtedy rozpoczęli taśmowe wytwarzanie fałszywek dotyczących jego osoby. Problem w tym, że przedstawionego wyżej jednego z wielu idiotyzmów, które sąd zawarł w swoim uzasadnieniu, nie sposób zaczepić.

(…)

„W sprawie Lecha Wałęsy istnieje z jednej strony prawomocny wyrok sądu RP stwierdzający, że nie był on TW i należy do kręgu pokrzywdzonych, z drugiej strony – książka Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza” – pisze Safjan. W istocie w wypowiedzi tej mamy do czynienia z prostym zabiegiem; popatrzcie, ja Wielki Autorytet Prawa mówię wam, że oto jest przecie formalnie wyrok sądowy załatwiający sprawę. W takim wypadku dochodzenia Cenckiewicza i Gontarczyka są warte tyle, że o kant d… można je potłuc.

W książce „SB, a Lech Wałęsa” znajduje się oddzielny rozdział poświęcony analizie wyroku Sądu Lustracyjnego z sierpnia 2000r. Piotr Gontarczyk wychwytuje w nim wszelkie zabiegi sędziów, które w ewidentny sposób miały zdeprecjonować siłę przedstawionych przeciwko Wałęsie dokumentów (nie wszystkich, gdyż w 2000r. nie została przeprowadzona w gdańskim IPN-ie stosowana, wyczerpująca kwerenda). Sąd postawił sobie wówczas za cel (niezgodnie z zasadami procesowymi i na opak regule państwa prawa) oczyścić Wałęsę z zarzutu kłamstwa lustracyjnego. Można się oczywiście zastanowić, dlaczego ówczesny Rzecznik Interesu Publicznego nie wniósł apelacji od tego dziwacznego wyroku, na co odpowiedź w książce „SB, a Lech Wałęsa…” próbują dać historycy?

(…)

Wyrok Sądu Lustracyjnego zapadł 11 sierpnia 2000r., czyli w okresie gorącej kampanii wyborczej. W tym czasie zbliżał się czas składania przez kandydatów wymaganego prawem sądowego potwierdzenia zgodności złożonego oświadczenia lustracyjnego z prawdą. Gdyby Rzecznik zdecydował się na wniesienie apelacji, najprawdopodobniej Lech Wałęsa zostałby wykluczony z możliwości startowania w wyborach prezydenckich. Groziłoby to, nie tylko lokalnym, ale i międzynarodowym skandalem I oczywiście, jak zwykle w takiej sprawie, pojawiłyby się głosy oburzenia i knucia, jakoby za całym tym niecnym przedsięwzięciem stały służby specjalne. Uszczypliwie rzecz ujmując, byłoby to po w znacznej połaci zgodne z prawdą. „Myślę raczej o wyjaśnieniu tych spraw już przez historyków” – argumentował swoją apelacyjną bierność b. Rzecznik Interesu Publicznego sędzia Krzysztof Kauba.

Obiektywnie rzecz ujmując dobrze się stało, że sprawę rozstrzygania o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy powierzono fachowcom, a nie sędziom. Logika wywodu Sądu Lustracyjnego, jak i dzisiejsza recydywa felietonistyczna prof. Safjana potwierdzają jedynie tezę, że machinacje, jakich dokonano nad „teczką Bolka” nie zostałyby wyjaśnione ad mortem defecatam. Skoro walki o prawdę nie zdecydowali się przeprowadzić przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, kpiąc sobie w wyroku z sierpnia 2000r. z prawa i przyzwoitości, potyczkę tę musieli stoczyć historycy.

I ta właśnie sprawa zdaje się tak bardzo uwierać Marka Safjana; że prawniczy laicy wzięli się za interpretację zdarzeń, które powinny być rozwikłane przed obliczem bezstronnej Temidy. Jednym z zastrzeżeń, jakie wysuwa profesor wobec historyków, jest pogwałcenie fundamentalnej zasady w procesie karnym, jaką jest zasada domniemania niewinności – in dubio pro reo. Tyle, że w omawianej sprawie nie ma żadnego „dubio”! Argumenty przedstawione przez pracowników gdańskiego IPN-u są p r z y t ł a c z a j ą c e!

(…)

„Jednostka nie może być uznana za winną (…) dopóki nie zostanie jej to udowodnione” – jak pisze Safjan. Mnie – jako prostego obywatela - jeszcze bardziej, niż samego profesora kole fakt, że ciężar poszukiwania prawdy i sprawiedliwości musieli wziąć na siebie historycy, a nie przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Gdzie podczas ogłaszania wyroku z 2000r. był profesor Safjan, ze swoim kasandrycznym wołaniem o deptaniu zasad „państwa prawa” (wiemy przecież, że zajmował wówczas jedną z najważniejszych funkcji w polskim sądownictwie – był prezesem Trybunału Konstytucyjnego)?

Państwo prawa według Safjana

Sprawę należy postawić jasno: Marek Safjan nie pisze co poniedziałek do „Newsweek’a” jako niezależny publicysta, czy przedstawiciel władzy sądowniczej. Marek Safjan piszący do tygodnika opinii jest typowym homo politicus. Przez dziewięć lat kierował on, na pozór sądowym organem, który być może z natury rzeczy, był po uszy umoczony w polityce. I wydawał wyroki, które nie dość że były po myśli ówczesnej linii władzy, to z zasadą państwa prawa niewiele miały wspólnego.

(…)

Zastanawiać musi fakt, że według byłego szefa Trybunału, największą bolączką, uwierającą jak wrzód na żołądku jednostkę w państwie prawa, jest sprawa odmowy przyznania odpowiednich dokumentów Lechowi Wałęsie przez gdański IPN. Profesora Safjana nie bolą takie guzy polskiego wymiaru sprawiedliwości, jak przegrana przedwczoraj przez Polskę sprawa w Trybunale w Strasburgu, w którym obywatelce naszego kraju zasądzono ponad 20 000 zł odszkodowania od Skarbu Państwa, z racji niemożności dokonania przez szesnaście lat przez krajowe sądy właściwego wpisu do księgi wieczystej (…) Przykładów można by mnożyć.

Profesor Marek Safjan w swoim felietonie stanął na gruncie tzw. prawdy formalnej (lub inaczej – prawdy sądowej); jego nawet nie interesuje prawda rzeczywista. Powiela on stereotypowe argumenty, jakoby Wałęsa w młodości „coś tam podpisał”, że nie można w tej sytuacji zbytniej wagi przywiązywać do dokumentów SB wówczas wytworzonych, a poza tym były lider Solidarności jest takim symbolem, że już dawno „ewentualne” zmory przeszłości przezwyciężył. A mnie z kolei uczono, że jak prawo, to równe dla wszystkich. A zasada rzetelnie prowadzonego procesu sądowego, powinna determinować u sędziów obowiązek sprawiedliwego osądu, bez patrzenia na osobiste właściwości sprawcy.

Artykuł byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego nosi tytuł „Akta Wałęsy – hipoteza kontra prawo”. I co śmieszniejsze, Marek Safjan – profesor, sędzia i prawnik, czyli wydawało by się osoba poważna, konfabuluje przeinaczając udowodnioną przez historyków tezę, prawem zaś nazywając coś co dałoby się sprowadzić prędzej do sędziowskiej samowoli. W tym idealnym, safjanowskim państwie prawa, za dochodzenia prawdy musieli się wziąć nie powołani do tego sędziowie, lecz historycy.

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka