W systemie emerytalnym do tej pory było źle, gdyż „bardzo młodzi ludzie kończyli pracę w służbach mundurowych z wysokim, a czasami bardzo wysokim uposażeniem”. Tako rzece premier Tusk, podczas debaty emerytalnej w Sejmie. No cóż, jeśli dla kogoś 40% uposażenia emerytalnego, dostawanego na ochłap po 15 latach służby to dużo, to okej – rozumiem. Ale gdy mówi to człowiek, który dostaje miesięczną pensję z pięcioma cyferkami przed przecinkiem, to jako taki zachowywałbym większą wstrzemięźliwość. Zwłaszcza, że na emeryturę „po piętnastce” – to już wiadomość z tzw. posłuchu środowiskowego – przechodzą najcześćiej, albo ci, co się do roboty nie nadają i „zachęca się ich do przekwalifikowania”, albo ci, którym służba rujnuje zdrowie. Przypomnijmy w tym miejscu, że w wyniku źle napisanej ustawy o rozdzieleniu funkcji Prokuratora Generalnego i ministra sprawiedliwości, kilkudziesięciu prokuratorów w sile wieku i intelektu, z likwidowanej w marcu 2010r. Prokuratury Krajowej, zostało zmuszonych do przejścia w stan spoczynku. Mam przypomnieć czyim szlagierowym pomysłem była owa reforma?!
Donald Tusk zarzuca rządom, które rządziły w Polsce przez ostatnie piętnaście lat, że te „dewastowały nieustannie system emerytalny”. Kogóż miał na myśli premier? PSL – będące w tym okresie przez dziewięć lat w koalicji? Jerzego Buzka, który ustawą z 1998r. ukrócił przywileje emerytalne wielu grupom zawodowym? A może szefa rządu PO-PSL (czyli, nie przymierzając – siebie samego!), który w 2008r. zdecydował się na półśrodki w sprawie przywilejów emerytalnych? Rozumiem, że chodzi tutaj o daleko idący skrót myślowy, podyktowany miejscem i czasem.
"Nie chcemy, aby dyskusja nad emeryturami w Polsce doprowadziła - ze względu na tchórzostwo niektórych przed presją związków zawodowych - żeby system emerytalny w Polsce był jeszcze bardziej skomplikowany i niesprawiedliwy” – puentuję posłankę PiS premier. Przypomnijmy więc, że związki zawodowe nie walczą o utrzymanie przywilejów emerytalnych, ale protestują przeciwko obciążaniu wszystkich Polaków niekompetentną i grabieżczą polityką rządów Tuska z ostatnich lat. Wbrew również powszechnemu odczuciu, podwyższenie wieku emerytalnego nie jest reformą (podobnie jak – tutaj copyright by Ziemkiewicz – nie jest reformą podatkową podwyższanie stawek podatkowych (sic!).
O reformie mówilibyśmy wtedy, gdy np. do powszechnego systemu emerytalnego włączone zostały służby mundurowe in gremio (nowa ustawa tego nie przewiduje); bądź w sytuacji, w której uszczelniono by system przechodzenia na wcześniejszą emeryturę, świadczenia przedemerytalne, czy też emerytury rolnicze. Jakimś rozwiązaniem w tej sprawie mogłoby być zlikwidowanie KRUS-u i rozsądne w tym względzie rozwiązania dla rolników, włączonych do powszechnego (tj. ZUS-owskiego) systemu ubezpieczeń społecznych.
Z racji praktyki zawodowej wspomnieć muszę również o innym mankamencie tzw. systemu ubezpieczeń społecznych. Reformą systemową byłoby uszczelnienie mechanizmów przyznawania i kontroli rent (wszelakich; jest ich w polskim ustawodawstwie od groma). Na co dzień spotykam się natomiast z przypadkami odwrotnymi, w których „niewidzialna ręka ZUS-u” dokonuje uzdrowień cudownych. Daję słowo, urodzaj większy, niż w Fatimie. Przykładowo, człowiek z oderwaną siatkówką oczną dostaje decyzję „w imieniu organu”, że renta stała zostaje zamieniona na tymczasową (no bo może się do gałki ów siatkówka przyklei z powrotem). Albo gościowi przed sześćdziesiątką, po wylewach i z parkinsonem, kawałkiem papieru umniejsza się uszczerbek na zdrowiu i grupę inwalidzką; „zabrać renty – na bok sentymenty!” – takie może być hasło wiosennej „reformy ‘67”. Do odebrania rent przyznawanych za łapówki polaczkowatym cwaniaczkom, potrzeba sporo zachodu. Nic więc dziwnego, że bezwzględna pięść ZUS-owskich bokserów znów kieruje swe ciosy w twarze tych najbiedniejszych i najsłabszych; oni nie będą się bronić.
Donald Tusk dobrze wie, że reformy nie przeprowadza się ustawami, tylko korektą systemu wykonawczego. W tym wypadku, naoliwieniem mechanizmów administracji publicznej. Tymczasem ostatnie kilka lat to w zasadzie zapaść organów państwa, obrosłych platformerskimi mackami, pociotkami i pomniejszymi krewnymi (najprościej rzecz ujmując). Do przeprowadzenia trudnego, żmudnego i wymagającego konkretnej wiedzy, umiejętności i kompetencji procesu naprawy struktur państwa potrzeba czegoś więcej, niż zapisania kilkudziesięciu stron ustaw i „przeprowadzenia konsultacji społecznych”; głównie z kręgu środowisk sprzyjających i znajomych szefa rządu.
Premier Tusk, jak zauważył w odpowiedzi na pytania marszałka Dorna, nie ma kompetencji do obsługi walca (można ze zdaniem tym polemizować; świat bowiem tak jest stworzony, że każdy powinien robić to, do czego jest przeznaczony). Sporo jednak miejsca w swoich wystąpieniach poświęca Donald Tusk na słowo „sprawiedliwość społeczna” (uwaga – mówi to lider partii liberalnej!).
Więc spójrz w oczy – pajacu! – tym wszystkim, którym twoje państwo zabrało resztki zdrowia, godności i renty – a teraz przymierza się również do emerytur! – i wtedy rozpocznij swoją śpiewkę. Jeszcze większe poniżanie obywateli przez Partię Obywatelską, skończyć się może tym, że nawet i kabina walca stanie się odpowiednio wysoka do dania wyrazu społecznej sprawiedliwości...