„Rzeczpospolita” odpala dzisiejszym wydaniem prawdziwą bombę: „Trotyl na wraku tupolewa"! A za nią idzie w sukurs portal niezalezna.pl, która w informacji prasowej pn. „Przebudowa Tu-154 wiąże się z wybuchem?” stwierdza, że „6 kwietnia 2010 r. dokonano zmiany konfiguracji wnętrza samolotu Tu-154 z 90 na 100 miejsc dla pasażerów. Zmiana ta dotyczyła saloniku nr 3, pierwotnie przeznaczonego dla 8 pasażerów, który przebudowano, by mógł pomieścić 18 pasażerów. Salonik ten, w którym znajdowali się m.in. generałowie, sąsiadował z częścią znajdującą się przy skrzydle - w której doszło do dużych zniszczeń i gdzie znaleziono najwięcej śladów materiałów wybuchowych.” Tłem dla tego news’a są słowa dziennikarza śledczego „Rzeczpospolitej” Cezarego Gmyza, który stwierdził niedawno, że na ciałach kilku ofiar katastrofy smoleńskiej znaleziono ślady materiałów wybuchowych.
Pojawiają się pytania, jak, kiedy i gdzie umieszczono ładunek wybuchowy na pokładzie rządowego tupolewa (o ile w ogóle umieszczono – chociaż zastrzeżenie to z dnia na dzień staje się coraz bardziej niepotrzebne)? Powie ktoś, przecież nie było okazji. Jednak jak podaje „Gazeta Polska”, okazja pojawiła się właśnie tuż przed 7 kwietnia 2010r. oraz w grudniu 2009r., kiedy to w zakładach lotniczych w Samarze Rosjanie przeprowadzali remont kapitalny Tu-154M o numerze bocznym 101 (bez nadzoru operacyjnego ze strony polskich służb).
Kilkanaście dni temu polscy naukowcy z zakresu nauk ścisłych przekonywali na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji, że według danych z tzw. polskiej czarnej skrzynki, na krótko przed zderzeniem z ziemią na pokładzie tupolewa doszło do dwóch wybuchów. Podobne zeznania składał chorąży Remigiusz Muś, który w nocy z soboty na niedzielę „padł ofiarą seryjnego samobójcy”. Naoczni świadkowie katastrofy, wypowiadający się w dokumencie śledczym Anity Gargas pt. „10.04.10” potwierdzają, że na chwilę przed katastrofą widzieli ognistą łunę ciągnącą się za ogonem samolotu oraz, że słyszeli wybuch.
Od ponad dwóch lat byłem przeciwnikiem teorii o zamachu przeprowadzonym 10 kwietnia 2010r. w Smoleńsku, który wydawał mi się, aż nadto nielogiczny; twierdziłem, że bezpośrednią przyczyną katastrofy była, bądź awaria samolotu (dokładnie systemu autopilota), bądź też niewłaściwe wyszkolenie pilotów do obsługi lotnisk takich, jak Smoleńsk – Północ. Dzisiaj powiedzieć muszę, że nie dawanie wiary teorii o zamachu, z każdym dniem składającej się w logiczną całość, jest zwyczajnie myśleniem nieracjonalnym. Czarny spektakl z zamianą ciał i publikacją zmasakrowanych zwłok ofiar smoleńskiej katastrofy jest jedynie uwieńczeniem szerszego dramatu, mającego na celu poniżenie Polaków i ich prezydenta.
A na zakończenie można tylko dodać, że nie wiem doprawdy kim trzeba być i jak wielki jurgielt pobierać, by po serii doniesień z ostatnich tygodni, w tym dzisiejszej publikacji „Rzepy”, wciskać Polakom bzdury o tym, że trotyl na poszyciu samolotu to… pozostałość po działaniach wojennych z czasów II Wojny Światowej (tak twierdzi np. Yanusha Palikota). W tej sytuacji więcej szacunku mam już chyba dla obłudnej telewizji TVN24, która w momencie pojawiania się ostatnich rewelacji (I Konferencja Smoleńska, śmierć technika pokładowego Jaka – 40) bardziej interesowała się tym, że jakiś pan skakał z balonu w kierunku ziemi, a atlantycka bryza nadciągała nad Waszyngton.