Sed3ak Sed3ak
2136
BLOG

Dlaczego kłamiecie w sprawie aptek?!

Sed3ak Sed3ak Rozmaitości Obserwuj notkę 1

„Rzeczpospolita” doniosła wczoraj o tym, że w siedzibie Business Centre Club (przechowalni nomenklaturowych byznesmenów) odbył się „»okrągły stół« farmaceutów, właścicieli aptek, organizacji pacjenckich i ekspertów oraz przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia.” („Rz”, 10 października 2013r., „Ministerstwo rozważy apele aptekarzy?”). Tematyka: zniesienie ustanowionego z dniem 1 stycznia 2012r. bezwzględnego zakazu reklamy działalności aptek. Udziału w konferencji odmówił – jak informuje „Rz” – szef samorządu aptekarskiego – dr Grzegorz Kucharczyk, zaciekły przeciwnik zniesienia zakazu reklamy aptek, a zarazem wyraziciel głosu znamienitej większości reprezentowanego przez siebie środowiska zawodowego.

Na spotkaniu padło wiele (powiedziałbym: zbyt wiele) przeinaczeń. Nie widziałem jeszcze tak zakłamanego, jednostronnego i śmierdzącego na odległość kreatywnym lobbingiem przekazu. Narzekano na całym przekroju; regulacji z art. 94a Prawa farmaceutycznego zarzucano niekonstytucyjność, niszczenie konkurencji (kto kogo i w jaki sposób niszczy, nie wyjaśniono…), brak precyzji, czy wręcz dążenia do finansowego unicestwienia bogatych sieci aptecznych. No, z tym ostatnim akurat jestem w stanie się zgodzić.

Dlaczego?

£

Ustalmy na początku jakie są fakty w tej sprawie. W 2011r., tj. w ostatnim roku obowiązywania „wolnej amerykanki” w sferze reklamy działalności aptek i sprzedaży środków medycznych, akcje marketingowe i różnej maści promocje podgrzały popyt na same tylko leki refundowane do tego poziomu, że Narodowy Fundusz Zdrowia na pokrycie poziomu refundacji przeznaczyć musiał ze swoich środków ponad 9 mld zł. Już rok później, gdy na leki refundowane wprowadzono stałe marże hurtowe i detaliczne oraz ustanowiono całkowity zakaz reklamy działalności aptek, wysokość refundacjispadła nagle do 6,9 mld zł. No i od razu pojawił się rwetes.

Najgłośniej, jak to zwykle bywa, wydzierali się populiści. Padały hasła o doprowadzeniu polskich emerytów, rencistów i pacjentów na skraj biologicznego wyniszczenia. Opozycja – niechlubna w tym zasługa PiS i jego ówczesnego posła Bolesława Piechy – podbijała demagogiczny bębenek. Partia Jarosława Kaczyńskiego, której od wielu lat przylepia się łatkę oszołomstwa, niekompetencji i warcholstwa, zaczęła mówić głosem, który dzisiaj nagle podchwycili i powtórzyli na bezdechu tzw. „eksperci” BCC, czyli intelektualna podpórka „Polski jasnej”. Sądząc o po sile ich argumentów, są to tego samego kalibru eksperci co specjaliści z zespołu Macieja Laska, którzy sporządzili raport o katastrofie smoleńskiej miesiąc przed tym, jak śledczy polecieli do Rosji badać wrak samolotu, będący przedmiotem tej katastrofy.

Przeanalizujmy sobie na spokojnie kłamstwa, jakie padły na konferencji ekspertów biznesowych w BCC.

Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan powiedział np., że: „Kiedy zabraniamy aptekom informowania o ich ofercie i usługach, naruszamy równowagę konkurencji, a strumień sprzedaży przenosi się do sklepów. Jednocześnie zmniejsza się dostępność leków dla pacjentów. Uważam, że Naczelna Izba Aptekarska źle definiuje i interpretuje zapisy dotyczące zakazu reklamy aptek, w konsekwencji działając przeciwko interesom własnym, a pośrednio także pacjentów”. Fakt, liczba zakupywanych przez pacjentów leków spadła po wprowadzeniu zmian. Ale moment, czy aby nie o to właśnie chodzi w wykonywaniu zawodu aptekarza? Żeby opiekę farmaceutyczną prowadzić w ten sposób, aby pacjenta ze stanu choroby wyprowadzić, względnie – uczynić jego terapię możliwie najkrótszą i najmniej inwazyjną?! Jeśli pacjent kupuje mniej leków, to tym lepiej dla pacjenta.

Poza tym, w jaki sposób liczba wykupywanych medykamentów miała nie spaść, skoro przed 2012r., w ramach patologii rządowego programu „leku za złotówkę”, państwo przepłacało grube miliardy złotych na przełomie dekady, aby drogi i trudno dostępny lek pacjent wykupywał garściami za grosza (to nie „przysłowiowy grosz”, tylko rzeczywistość; kosztujące niekiedy po kilkadziesiąt złotych drogie leki sprzedawano po jednym groszu i napychano nimi reklamówki, nie bacząc na ich terminy ważności). Pewnie, że jeżeli lek kosztował w 2011r. 0,01zł i nagle jego cena urzędowa wynosi 5,00zł, to mamy tutaj do czynienia ze wzrostem kilkusetkrotnym. Ale tworzenie z tego intelektualnej piramidy i emocjonalnego zrywu jest rzeczą nieusprawiedliwioną. W następstwie procederu sztucznie zawyżanego popytu na leki i refundowania ich z pieniędzy podatników, budżet państwa narażony był na wielosetmilionowe straty, napychając jednocześnie kosztem tych samych ubogich emerytów i rencistów kieszenie właścicielom wielkich sieci aptecznych i hurtowni farmaceutycznych, których przedstawiciele – jak widać – tak licznie stawili się na konferencji Business Centre Club. Zjawisko to również przełożyło się na „geografię refundacji”, powodując wyłączenie pewnych obszarów kraju z dostępu do leków refundowanych, poprzez ich wyprzedawanie w ramach promocji w większych ośrodkach.

Nie do końca jest również dla mnie jasnym, o jakim niszczeniu konkurencji na rynku aptek mówi p. Mordasiewicz.Jak pokazują dane „Dziennika. Gazety Prawnej” liczba aptek ogólnodostępnych wzrosła w 2012r. w stosunku do stanu z 2011r., z liczby 13 840 do poziomu 14 140 placówek na obszarze całego kraju; podobny wzrost zanotowano w segmencie sprzedaży leków (I kwartał 2012r. – 1,93 mld zł; I kwartał 2013r. – 2,65 mld zł). Jeśli zatem liczba aptek wzrasta, podobnie jak i łączna wartość sprzedawanych leków, przy jednoczesnym spadku wyprowadzania refundacji z budżetu NFZ ponad usprawiedliwiony limit, to czyż głęboko niezasadnym, nielogicznym i jak najbardziej nie na miejscu jest wniosek, że zmiany z 2012r. niszczą rynek farmaceutyczny i konkurencję pomiędzy aptekarzami?

Oczywiście, że wniosku takiego usprawiedliwić się nie da. Problem polega na tym, że dzisiaj skomlą najdonioślejszym skowytem ci, którym wraz z reformą roku 2012 skończyło się „lekowe Eldorado”, finansowane z państwowego cycka – tj. koncerny farmaceutyczne oraz wielkie sieci apteczne. To w nich uderzyły bowiem, chroniąc jednocześnie stabilność budżetu państwa i zdrowie samych pacjentów, urzędowe ceny leków i zakaz reklamy działalności aptek, który miał w końcu odróżniać te placówki od „supermarketów z lekami”.

£

„Zakaz reklamy aptek, jaki obowiązuje w Polsce, nie funkcjonuje w krajach UE, Kanadzie, USA czy Australii. Wszystkie działania na rzecz pacjentów, które są standardem UE zostały przez administrację farmaceutyczną w Polsce uznane za reklamę (…) Dodatkowo nie możemy konkurować na rynku z innymi podmiotami, takimi jak sklepy czy stacje benzynowe” – przekonuje Marcin Piskorski (ZPA PharmaNET). No cóż, kilka kłamstw a tylko trzy wypowiedziane z jazgotem zdania.

W świetle tego co przytoczono wcześniej, w 2012r. funkcjonowało w Polsce prawie 14 tys. aptek. W tym samym czasie, jak stwierdza to Ministerstwo Zdrowia wodpowiedzi podsekretarza stanu w na interpelację nr 752, w całej Polsce prowadzono zaledwie 691 postępowań w sprawie stosowania zakazu reklamy działalności aptecznej (zresztą, nie tylko przez apteki, ale również i podmiotu trzecie), z czego zaledwie niewiele ponad 42%, bo 295 z nich, stwierdzało naruszenie (stan na 31 sierpnia 2012r.). W swojej osobistej praktyce zawodowej spotkałem się z kolei i z przypadkami, w których ewidentna reklama działalności apteki była ignorowana przez władze wojewódzkiego inspektoratu farmaceutycznego; organ ten bardzo często odmawiał i odmawia nadal wszczęcia właściwego postępowania, nie pozwalając jednocześnie na skontrolowanie takiego postanowienia przez sąd, ze względu na brak przymiotu strony postępowania przez zgłaszającego.

W niedługim czasie powinienem dysponować również aktualnymi danymi z terenu województwa lubelskiego, przedstawionymi przez tamtejszy Wojewódzki Inspektorat Farmaceutyczny, w kwestii łącznej liczby prowadzonych postępowań administracyjnych, dotyczących łamania przez podmioty apteczne zakazu z art. 94a Prawa farmaceutycznego. Nie omieszkam się nimi podzielić na łamach tego bloga. W tym miejscu nadmienię tylko, że troski p. Piskorskiego o kondycję polskich aptekarzy nie podzielają… sami aptekarze.W liście do ministra zdrowia, zamieszczonym na stronie Naczelnej Rady Aptekarskiej, opowiadają się oni za utrzymaniem całkowitego zakazu reklamy aptek; petycję tę podpisało dotychczas ponad 4,2 tys. farmaceutów, więc uważam że liczba ta mówi sama za siebie. I to jest właściwy i jedynie uprawniony głos środowiska aptekarskiego.

„Ekspertom” z BCC najwyraźniej umyka z pola widzenia jedno: nowelizacja art. 94a Prawa farmaceutycznego wprowadziła wreszcie zachwianą w 2001r. równowagę na rynku farmaceutycznym. Aptekarzom, jako przedstawicielom wolnego zawodu, przywrócono należny im status i zawodowy prestiż; dotychczas ich pracę sprowadzano do poziomu handlowca. Na gruncie polskiego prawa reklamować swoich działalności gospodarczych nie mogą bowiem takie profesje, jak: adwokaci, radcowie prawni, urbaniści, architekci, czy lekarze. Wbrew temu, co twierdzi Marcin Piskorski, takie są obecnie zawodowe standardy europejskie, czy amerykańskie.

Samowolę w kwestii stosowania reklamy aptek należało ukrócić i tak też się stało. Jest to jedna z nielicznych, jeśli bodaj nie jedyna reforma rządu Donalda Tuska, za którą będę stał murem i bronił jej jak niepodległości. Nie jest bowiem tak, jak pisze to „ekspert” Centralnego Klubu Byznesu (tak chyba się to tłumaczy?), że leki można kupić również i na stacji benzynowej, tak jak w aptece, tyle tylko, że ta pierwsza może się reklamować, a ta druga – już nie. To demagogia w czystej postaci. Prawo farmaceutyczne wyraźnie statuuje, że pewne kategorie leków mogą być sprzedawane tylko w aptekach, a te którymi handluje się w supermarketach, kioskach, czy jeszcze gdzieś indziej, stanowią znikomy promil w łącznej wartości handlu medykamentami. Warto również zauważyć, że w wyniku stosowania przez – zwłaszcza – duże sieci apteczne wprowadzających w błąd reklam, wiele osób uzależniało się od leków, bądź też stosowało je bez uzasadnionej potrzeby. W ten sposób narósł w społeczeństwie problem tzw. poparzeń polekowych, spowodowanych nadmiernym ich przyjmowaniem, bądź też zakupywaniem poza kontrolą wykwalifikowanego farmaceuty, a jedynie za namową „handlowca aptecznego” nakierowanego na to, by dany medykament sprzedać, bo akurat jest w promocji.

£

W kontrze z kolei do tego, co twierdzi p. prof. Elżbieta Traple z Uniwersytetu Jagiellońskiego („Zakaz reklamy aptek nie wpływa na poziom oszczędności budżetowych, nie ma również uzasadnienia z punktu widzenia prawa konsumenckiego”) należy zauważyć, że niedozwolona reklama aptek wielokrotnie była przedmiotem postępowań administracyjnych prowadzonych przez Prezesa UOKiK. Nie raz, ani nie dwa stwierdzał on, że reklama apteki, która wprowadza konsumenta – pacjenta w błąd jest niedopuszczalna i nakładał z tego tytułu na stosujące je podmioty kary. Wystarczy odwołać się do przykładu spółki „Apteka Medyczna”, na którą organ ten nałożył w zeszłym roku karę w wysokości niemalże 120 tys. zł, co było wynikiem stosowania przez nią kolportażu wprowadzających w błąd ulotek z nieprawdziwymi cenami leków, informującymi o nieistniejących promocjach (decyzja Prezesa UOKiK z dn. 28 września 2012r., nr RKT-28/2012, podtrzymana przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów postanowieniem z dn. 22 lutego 2013r., sygn. akt XVII AmA 15/13).

Zanim jednak w dwóch zdaniach napiszę, czym sugerował się Prezes UOKiK i Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w ukaraniu spółki za naruszającą zbiorowe interesy reklamę aptek, zacytujmy raz jeszcze p. Traple, gdyż słowami swoimi wystawia sobie ona pomnik trwalszy, niż ze spiżu: „Przepis 94a ust.1 jest absolutnie sprzeczny z zasadą poprawnej legislacji i chociażby już z tego powodu należy stwierdzić jego sprzeczność z konstytucją (…) Ten zakaz działa również na szkodę pacjentów, ponieważ blokuje dostęp do informacji. Zakaz reklamy aptek nie wpływa na poziom oszczędności budżetowych, nie ma również uzasadnienia z punktu widzenia prawa konsumenckiego” – kwituje. Pani profesor twierdzi, że zakaz narusza konstytucyjne prawo pacjenta do informacji, a tymczasem niezawisły sąd stempluje decyzję, w której przesądza się o tym, że dotychczasowa praktyka reklamowania aptek, była niczym innym, jak tylko wprowadzaniem w błąd; dodajmy – wprowadzeniem w błąd podstępnym. I jeszcze jedno. Jak wykazano najsamprzód, ograniczenie reklamy aptek wpłynęło jednak (i to znacznie!) na „poziom oszczędności budżetowych”.

£

Elżbieta Traple nie pierwszy raz daje się poznać, jako wzięta lobbystka, mająca swoim profesorskim tytułem autoryzować naciski na rząd, w kwestii złagodzenia zakazu z art. 94a Prawa farmaceutycznego. Na łamach „Rzeczpospolitej” 27 czerwca 2013r. opublikowała artykuł pn. „Niekonstytucyjny zakaz reklamy aptek”, w którym – z pozycji dogmatycznych, bez odniesienia się do praktycznych aspektów funkcjonowania tego zakazu i niejako ex cathedra – przesądziła o tym, że obecne brzmienie art. 94a Prawa farmaceutycznego jest niezgodne z ustawą zasadniczą. To jednak dość ostre słowa jak na kogoś, kto w życiu nie sprzedał ani jednego opakowania chociażby pastylek na ból gardła.

W odpowiedzi na ten tekst sformułowałem swego czasu stosowną polemikę. Wysłałem ją nawet do redakcji „Rzepy”, aczkolwiek nie dostałem na nią do dnia dzisiejszego odpowiedzi. Niemniej jednak, argumenty w niej zawarte uważam za ważkie i zasadne; w znaczniej mierze – przebijające twierdzenia Pani Profesor. Nie rozwodząc się nad nudnymi, akademickim zagadnieniami prawniczymi, wystarczy tylko powiedzieć, że tak poważny zakaz ustawodawczy i ingerencja w zasadę wolności gospodarczej, jakim jest zakaz reklamy aptek, możliwy jest na tle uregulowań konstytucyjnych, jeżeli tylko chronić ma on jakieś inne, ważniejsze dobro. Tym dobrem jest: po pierwsze – ochrona zdrowia publicznego; po drugie – piecza nad interesem publicznym i stanem finansów państwa (por. art. 22 w zw. z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP).

Uzupełnieniem wypowiedzi prof. Traple, a jednocześnie czwartym wyraźnym przekłamaniem, będącym niejako zwieńczeniem konferencji Business Centre Club – jest pogląd sformułowany przez p. Irenę Rej, prezesa Izby Gospodarczej Farmacja Polska; jak redaguje to „Rz”: „Apelowała [ona] do Ministerstwa Zdrowia o ustalenie w ustawie, co jest reklamą, a co nie jest, gdyż przy obecnym stanie prawnym nie można karać za coś, co nie jest dokładnie w nim sprecyzowane.”.

Otóż nie. Nie macie racji, i to zarówno Pani Profesor, jak i Pani Prezes. Na gruncie polskiego prawa doskonale wiadomo, co jest reklamą aptek. Wiadomo, nie od dziś za co karać, a czemu pobłażać. I chociaż definicja tego typu działalności nie wynika z treści przepisów prawnych, to jednak ma ona swoje dużo bardziej nobliwe pochodzenie – zbudowała ją polska judykatura i przenikliwość orzekających w sądach administracyjnych sędziów.

Jeszcze na tle starego brzmienia art. 94a Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie jasno przesądził, że „za reklamę działalności apteki należy uznać każde działanie, skierowane do publicznej wiadomości, niezależnie od sposobu i metody jego przeprowadzenia oraz środków użytych do jego realizacji, jeśli jego celem jest zwiększenie sprzedaży produktów leczniczych i wyrobów medycznych oferowanych w danej aptece” (wyrok z 14 maja 2008r., sygn. VII SA/Wa 2215/2007). Poglądu tego trzymał się ten sąd wytrwale, spójnie i jednolicie, a swoją argumentację powtórzył jeszcze w wyrokach z dn. 19 lutego 2008 r., sygn. VII SA/Wa 1914/2007; 6 marca 2008 r. sygn. VII SA/Wa 1985/2007; 17 października 2008 r., sygn. VII SA/Wa 698/2008. Takiej samej linii orzeczniczej sądy administracyjne hołdują również po 1 stycznia 2012r.; odwołuję się w tym miejscu do wyroków Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie: z dn. 24 stycznia 2013r., sygn. VI SA/Wa 1908/12; z dn. 25 stycznia 2013r., sygn. VI SA/Wa 2463/12 oraz z dn. 5 marca 2013r., sygn. VI SA/Wa 2618/12 (tymi ostatnimi sąd uznał za „ukrytą” formę reklamy aptek udział takich placówek w programach lojalnościowych; nie miał on jednak przy tej okazji problemu ze zdefiniowaniem samego pojęcia „reklama działalności apteki”…). Czy zatem w tej kwestii naprawdę jest jeszcze cokolwiek do doprecyzowania lub poprawienia i czy narażanie treści przepisu art. 94a Prawa farmaceutycznego na nieodpowiedzialną rękę ustawodawcy lepiej przysłuży się jego brzmieniu, niż sformułowana na tym tle, wieloletnia praktyka orzecznicza polskich sądów administracyjnych?

Wydaje mi się, że osoby w randze profesora oraz prezesa zarządu dużej spółki medycznej znają odpowiedź na to pytanie. Kwestią otwartą pozostaje zatem zagwozdka: dla czemuż to z takim impetem osoby te dążą do zmiany czegoś, co jest jasne, dookreślone i wypracowane przez urobek orzeczniczy przedstawicieli trzeciej władzy, czyli – jak pokazuje praktyka: niejednokrotnie lepszego „ustawodawcy”, niż nasi posłowie i senatorowie?

£

Z branżą aptekarską do czynienia mam w zasadzie od dziecka. Przez kilka ostatnich lat z nieco bliższej perspektywy i z większym zaangażowaniem. Od półtorej roku bacznie obserwuję wykonywanie zawodu farmaceuty i codzienne trudy, jakie wiążą się z prowadzeniem apteki. Sytuacja finansowa w tym segmencie rynku znacznie pogorszyła się wraz z początkiem 2012r. Jednak nie było to spowodowane wprowadzeniem stałych marż na leki refundowane, czy też ustanowieniem zakazu reklamy aptek. Zmiany te regulowały bowiem patologie i nadużycia, jakie na tym polu wytworzyły się wraz z wpuszczeniem na rynek sieci aptecznych i uchwaleniem przez rząd w 2002r. programów refundacji leków dla najuboższych, tzw. leków za złotówkę. W prawie dekadę później dokonano jedynie siermiężnego cofnięcia wskazówek zegara. Metody subtelniejszej nikt wówczas nie zaprezentował. Nikt również nie wydawał się zainteresowany jej urzeczywistnieniem.

Nie jest łatwo po takich wstrząsach przywracać rynek do normalizacji. Szczególnie, gdy opór materii jest tak wielki, a stoją za nim potężne pieniądze, wpływy i zapędy. Które ostrzem dobrowolnej (chyba?) perswazji potrafią, jak widać, przeciągnąć na swoją stronę licznych przedstawicieli świata biznesu i nauki, potentatów farmaceutycznych i ludzi mających chętkę na to, by swój dobrobyt budować z pieniędzy publicznych kosztem zdrowia i życia pacjentów.

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości